Słowenia – mały, wielki kraj

Nie planowaliśmy wyjazdu do Słowenii w tym roku, co najwyżej miała być krajem tranzytowym przy powrocie z Lazurowego Wybrzeża. Nie myśleliśmy o niej w kategorii „łał”. Ale na szczęście plan się zmienił i Słowenia stała się naszym szóstym w tym roku odwiedzonym krajem (po Łotwie, Estonii, Finlandii, Włochach i Malcie. A my przekonaliśmy się jak wiele niesamowitych miejsc mieści się w tym małym państwie.

Nasz wyjazd trwał 8 dni i obejmował kolejno: 2 noce w Lublanie, wizytę w jaskini Postojnej i Monumentalnych Jaskiniach Szkocjańskich, 2 noclegi w Bovcu, 1 nocleg przy tzw. Ruskiej Drodze oraz 2 noclegi w Kamińskiej Bystrzycy. Naszą trasę przedstawia poniższa mapa:

Zacznijmy od kosztów – Słowenia to kraj raczej drogi, czego też się nie spodziewałem. Ceny noclegów dużo wyższe niż w Chorwacji, porównywalne z Austriackimi. Ogólnie koszty wypadły tak: 1200zł paliwo i winiety (2000km), 600zł bilety wstępu i parkingi (cena parkingów przy atrakcjach to 5 – 10 euro), 1600zł noclegi, 50zł ubezpieczenie (przypominam, że EKUZ nie wystarcza). Razem: 3450zł. 270zł zaoszczędziliśmy biorąc współpasażerów na BlablaCar. Czyli razem z wydatkami na jedzenie wyszło jakieś 3700 – 3800zł dla dwójki.

Pierwszy nasz przystanek czyli Lublana – sympatyczne miasto w którym warto wdrapać się na zamek, zwłaszcza o zmroku (wejście darmowe). Widać piękną panoramę miasta i masyw Triglavu w tle. Śródmieście tętni życiem w zasadzie tylko nad rzeką i wydaje mi się, że trzygodzinny spacer pozwala odkryć całość.

Kolejny punkt naszej trasy czyli słoweński kras. Mega Kras! O Jaskiniach pisałem osobno – warto zobaczyć obie najbardziej znane: Postojną i Szkocjańskie, ale to te drugie zrobią na was większe wrażenie. Monumentalny podziemny kanion niczym Moria zostanie wam w pamięci. Mój tekst o tym tutaj:

Po zwiedzeniu jaskiń udaliśmy się do Bovca – małej górskiej miejscowości otoczonej szczytami na które można wyjść (jeśli ma się obycie z ferratami). My zdecydowaliśmy się na spacer wzdłuż Soczy aż do wodospadu Boka. Wyszło 7h i ponad 20km. W Bovcu można spłynąć rzeką, chodzić po górach. Ogólnie jest co robić. Kłopotem są słabo oznaczone szlaki (niemal w ogóle nie ma czasów przejść) i przynajmniej dla mnie wizja dużej populacji niedźwiedzi. Tu we wrześnio po szlakach mało kto chodzi. Można czuć się nieswojo. Ale widoki przednie bez wchodzenia w góry.

Nocowaliśmy w sympatycznym hostelu z mieszanką ludzi z całego świata. Jeśli komuś nie przeszkadza nieco backpackerski i studencki klimat to polecam – Thirsty River Rooms. Uwaga – brak parkingu (dotyczy większości noclegów), są w zasadzie tylko płatne miejskie (0.5 – 1 euro/h), ale nam jakimś cudem udało się stanąć na bezpłatnym miejscu przy piekarni, bezpośrednio przy ulicy. Mieściło się 6 lub 7 aut.

Ruska droga która następnie pojechaliśmy na północ tonęła w wyższych partiach we mgle. Ale kilka zdjęć udało się zrobić. Warto zatrzymywać się po drodze, jeszcze zanim zacznie się wjeżdżać na przełęcz. Jest tu wiele urokliwych miejsc. Sama trasa mniej wymagająca niż Transfogarska w Rumunii czy Hochalpensstrase w Austrii.

Zaraz za przełęczą mieliśmy super położony nocleg – Planinska Koca na Gozu, gdzie pracuje (a może jest właścicielem?) matka jednego ze skoczków narciarskich, który wygrywał w czasach Małysza.

Po drodze na ostatnie noclegi zatrzymaliśmy się przy Jeziorze Bled oraz odwiedziliśmy malowniczy Wąwóz Vintgar. O wąwozie przeczytacie więcej w linku poniżej. Obok jaskiń Szkocjańskich to drugie super miejsce, które pomimo ceny warto odwiedzić. Jeśli chodzi o Bled to miejsce piękne, ale uwaga na ceny – weszliśmy do marketu a tam połówka chleba za 4 euro. Ten rejon to chyba taki turystyczny pępek kraju.

Naszym ostatnim przystankiem był też nieco schroniskowy nocleg w Kamińskiej Bystrzycy, u stóp masywu Grintovca. Można stąd wyjechać na Wielką Planinę (kolejka linowa – 19 euro w obie strony, bilet on-line) lub powłóczyć się po szlakach. Wysoko w górach jest kilka schronisk. Być może latem są bardziej oblegane, ale we wrześniu były pustki. Na zdjęciu poniżej nasz nocleg – Guest House Kraljev Hrib, też super miejsce za rozsądną jak na Słowenię cenę – nieco ponad 400zł za dwie noce dla dwójki.

Słowenię warto opuścić malownicza górską drogą numer 210. Wspina się na ponad 1200m i prowadzi do Völkermarkt gdzie można wjechać na autostradę do Wiednia.

Co jeszcze można dodać – no cóż – Słowenia to nie raj dla piwosza. Piwka raczej kiepskie. Wyjątkiem było lokalne piwo w Kamińskiej Bystrzycy. Na drogach dużo fotoradarów w kolorze szarym. Trzeba się pilnować.

Autor: okiemprzyrodnika

I am a biologist and paleontologist and traveler.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.